Moja lista przebojów 2

23 czerwca 2013

Rozdział 3 (40) - Sarah Moon i ucieczka - część druga

Klik


- Wybacz mi, Nicole, że ci przerwę, ale chcę coś wyjaśnić. Przez całą szóstą klasę Dumbledore opowiadał mi o Horkruksach. Przedmiotach, w których czarodziej ukrył Cząstkę swej Duszy, dzieciństwie Voldemorta oraz jego rodzicach. Powiedział też, że to ja mam tą misję wypełnić... - mówił Harry, po czym zwrócił się do reszty. - ...Cieszę się, że chcecie mi pomóc, ale muszę to zrobić wraz z przyjaciółmi i rodzeństwem. Musimy wyruszyć w podróż, aby odnaleźć i zniszczyć Horkruksy. Nasi rodzice i dyrektor prosili nas abyśmy opuścili Hogwart w odpowiednim momencie. - oświadczył, a dokończył za niego Jack:
- Uciekniemy podczas walki, ale tak, by Voldemort nas najpierw zobaczył jak uciekamy, a tym samym nie dopadł nas. - wyjaśnił.
- Nie martw się, Harry. Będziemy ostrożni. - uspakajała go jego siostra. Zrobiło się cicho. Nikt, z wyjątkiem wtajemniczonych nie wiedział o istnieniu Horkruksów Voldemorta i jego życiu, a oni nawet nie kwapili się wyjaśnić GD czym one tak naprawdę są i jak można je zniszczyć. W końcu Eleine spytała dowódcę:
- Harry, kto przejmie dowództwo nad GD, gdy ciebie nie będzie? - Ten popatrzył na nią przez chwilę i odpowiedział:
- Wyznaczam do tego Lunę Lovegood, Ginny Weasley i Neville'a Longbottoma. Za to Eleine, Mary, Ashe i John zostaną i pomogą wam. Sarah, miej na nich oko... - spojrzał na Gryfonkę. Ta kiwnęła głową. Pamiętał, że jedno z rodziców mówiło iż można na nią liczyć. - ...Pamiętajcie: nie dajcie się złapać i nastraszyć. Dobrze? Poprzez Lusterka Dwukierunkowe... - tu wyczarował kilkadziesiąt takich Lusterek i dokończył. - ...będziecie mogli się komunikować między sobą. Wystarczy, że wypowiecie do nich imię lub nazwisko, czy pseudonim danej osoby. Weźcie po jednym. Co do Prefektów i Prefektów Naczelnych to według mnie nadają się do tego Dean Thomas i Lavender Brown. W tej sprawie pogadam z dyrektorem i resztą nauczycieli. Teraz dam wam obowiązki bym wiedział co, kto będzie robić. Seamus i Dean będą szpiegowali nauczycieli. Lavender i siostry Patill poprosicie Hagrida, by miał oko na Zakazany Las. Dean, Lavender, poproście McGonagall, by dała wam pewne uprawnienia, gdy będziecie Prefektami. Np. wychodzenie po godzinach nocnych i poza patrolami. Jeśli wam się nie uda jakoś to załatwię, lecz i tak pójdziecie ze mną. Hermiono, Ron wy też pójdziecie. Wiecie, myślę, że ten atak na Hogwart może oznaczać to, że Riddle razem ze Śmierciożercami chcą mnie dopaść. Jeśli mnie nie będzie w szkole, to wyznaczą nowego nauczyciela Obrony. - powiedział Harry.
- Przecież Dumbledore nie mógłby znaleźć tak szybko chętnego na to stanowisko. - stwierdził Ron.
- Zgadzam się z Ronem. - poparła swojego chłopaka Mary.
- Ale mam nadzieję, że ktoś się szybko znajdzie. - Luna miała coś jeszcze powiedzieć, gdy odezwała się panna Moon:
- Profesorze Potter, chyba znam kogoś, kto by się na to zgodził pomimo klątwy. - Wszyscy spojrzeli w stronę głosu. Harry zauważywszy Sarah spytał:
- Nie miałem zaszczytu pani poznać bliżej, panno Moon. Może pani tu podejść?... - poprosił. Dziewczyna podeszła do niego. Była dość szczupła i ładna, ale blada. Jej oczy też były jak dwa zachodzące słońca lśniące na niebie. Drgnął, gdy wyczuł jej aurę, gdy stanęła przed nim. Była mroczna, ale nie taka jak u Voldemorta i swojego dziadka. Było w niej coś dziwnego i niezrozumiałego. Od rana był wyczulony na aury innych ludzi w dowolny wieku i płci. - ...Więc... - zająknął się. - ...więc kogo ma pani na myśli, panno Moon? - spytał nagle trzeźwiejąc. Sarah patrzyła na niego z uśmiechem i odpowiedziała:
- Mam na myśli kobietę, która pochodzi z Japonii. Wyszła za mąż za anglika, Petera Paulo Ghoha*... - (czytaj: Hoh). - ...Mają dwójkę małych dzieci i mieszkają na wschodnim wybrzeżu Anglii ... - wyjaśniła, po czym dodała. - ...Mam również na myśli mężczyznę, który uczył w Hogwarcie OPCM-u w czasach waszych rodziców, gdy chodzili jeszcze do szkoły, ale w latach 1976-1977. Obiecał Dumbledore'owi, że nie wróci do Hogwartu, gdy Voldemort wciąż będzie żył, bo wciąż obawia się klątwy. - odparła. Harry nieco zaskoczony spytał:
- Jak się nazywają? - spytał gapiąc się na nią jak urzeczony, a jednocześnie był zaciekawiony.
- Mężczyzna nazywa się David Michael Glembin, a kobieta Anne Marie Ghoh*. - odpowiedziała. Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jest ona członkinią GD.
- No dobra. Ale... jak się tutaj znalazłaś? Nie widziałem byś tu wchodziła. - spytał pokazując na frontowe drzwi w drugim końcu pokoju. Reszta go poparła.
- A, to moja słodka tajemnica, profesorze. - odpowiedziała z drwiącym uśmiechem, który oznaczał: "Nawet nie umiecie się dopilnować". Harry spojrzał w jej pomarańczowe lśniące oczy używając Legilimencji spytawszy:
- Możemy ci zaufać w 100%? - spytał ostrożnie.
- Oczywiście. Słowo WAMPIRA jest święte. - odparła. Wszystkich zatkało. Zrobiło się zamieszanie.
- To ona jest wampirem?! - przeraziła się Parvati zakrywając usta dłońmi.
- To tym bardziej nie można jej ufać! - poparła ją Lavender. Wszyscy, z wyjątkiem rodzeństwa Potter, odsunęli się w mgnieniu oka pod ściany pomieszczenia. Nie którzy trzymali krzyżyki przed sobą, a inni z kolei celowali w nią różdżkami. Sarah nagle wybuchła śmiechem obnażając zęby. Dało się zobaczyć dwa długie kły.
- Co za ciołki z was! - zawołała chichocząc. Opanowywała się przez dłuższą chwilę.
- Uspokójcie się wszyscy! Moon, ty też!... - zawołał Harry. Wszyscy zamilkli patrząc na Harry'ego, ale i zerkając na Sarah z obawą. - ...To, że Sarah Moon jest wampirem nie znaczy, że będzie was skrzywdzić! Prawda? - spytał się dziewczyny. Ta spojrzała na niego i odpowiedziała już spokojniej:
- Prawda, nie będę. Obiecuję. Tak szczerze mówiąc jestem po waszej stronie. Co prawda mam kontakty z Lordziem Voldziem,... - tu zachichotała, a reszta tylko parsknęli śmiechem. - ...ale nie toleruję tego, co robi. Ja tylko chcę go zniszczyć w taki sposób, by nie wrócił do Świata Żywych. - wyjaśniła. W tym momencie Harry'emu, Jackowi i Nicole przypomniał się fragment przepowiedni: "...i pokona Go tak, by nie wrócił do Świata Żywych! Ludzkość będzie ocalona!...".
- Więc co proponujesz? - spytała Nicole dziewczyny.
- Na razie Riddle'a zostawcie mnie. Dopilnuję, by was nie tknął. Jeśli chodzi o atak na Hogwart... - tu spoważniała. - ...zaatakuje zamek 31 grudnia, a zacznie około godziny 22:00. Kojarzysz, profesorze, rodzeństwo Carrowów?... - Harry skinął w milczeniu głową. - ...Voldemort chce ich wziąć na dwa stanowiska. Na stanowisko OPCM-u i Mugoloznawstwa. - wyjaśniła. Wszyscy przerazili się, ale Harry uśmiechnął się lekko.
- Sarah Moon, dzięki za informacje. Mam do ciebie pytanie: Czy chciałabyś się przyłączyć do Gwardii Dumbledore'a i Zakonu Feniksa? - spytał wyciągnął ku niej rękę. Czarnowłosa patrzyła na niego nieco zaskoczona, po czym odpowiedziała:
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Co noc chodzę na "łowy" i nie będę mogła uczestniczyć, w niektórych wieczornych spotkaniach czy atakach. - wyjaśniła. Ten uśmiechnął się nieco szerzej i odpowiedział:
- Mam taką samą sytuację z Remusem Lupinem. On jest wilkołakiem. Więc jak, przyłączysz się? - spytał. Dziewczyna patrzyła na niego z uśmiechem. Po chwili odpowiedziała:
- Zgoda. - i uścisnęła mu rękę.

~~*~~

          W ciągu najbliższych dni cały Hogwart, w sekrecie przed Ślizgonami, którzy mogliby donieść Śmierciożerom, a tym samym Voldemortowi, szykowali się do obrony szkoły. Przybyli w zasadzie wszyscy. Starsi członkowie Gwardii, a między innymi Cho Chang i jej przyjaciółka Marietta czy bliźniacy Weasley'owie, Angelina, Kate i Alicja. Z Armii przybyli Glizdogon, który wrócił do Zakonu i Armii. Przybyły też Julie Anderson, Aurelia Parker i jej syn Jonathan. Ku zdziwieniu Harry'ego przybyła także Petunia Dursley i jej pierwszy syn David. Aidrene Evans i jego dwójka dorosłych dzieci: Paul i Christopher Evansowie. Aidrene miał także córkę, Dianne, ale była jeszcze za mała do walki i nawet nie chodziła jeszcze do szkoły, więc została w domu z matką. Z Zakonu przybyli: Remus Lupin, Roland Hols, Percy Levender i jego narzeczona Martha Gaunt. Przybyły także Cassidy Snape, a także Samantha, jej córka. Przybyli również dzieci Reginy i Rogera: Geandley, Agnes, Alastor i Madeleine Hoof. Przyszli także młodsze dzieci Voldemorta: Marvolo, March i Daniel Riddle. No i oczywiście wnuk Albusa: Allan. A przede wszystkim rodzice starszych uczniów. Do czasu walki wszyscy młodsi uczniowie zostali odtransportowani do swoich domów.

~~*~~

30 grudnia... Zmieniamy miejsce... New Quay... Pora obiadu...
          Czarnowłosa szesnastolatka pojawiła się znikąd po środku salonu pewnego domu w stylu japońskim.
- Ni-san!! - wydarła się na cały dom. Przy kominku stał duży fotel. Zza niego wyjrzał czarnowłosy i czarnooki mężczyzna w okularach.
- Cicho bądź, pedantko! Dzieci nam śpią!... - syknął. Podszedł do niej, chwyciwszy za ramię i zaprowadził do kuchni. - ...Czego chcesz, że tak się wydzierasz na cały dom, co?? - spytał.
- Mam wiadomość dla An. - odparła. Oboje spojrzeli na nią, bo również i sama właścicielka tegoż imienia była w kuchni.
- Co to za wiadomość? - spytała łagodnym głosem.
- Hogwart zostanie jutro zaatakowany, a nauczyciel Obrony, Harry Potter musi uciekać z rodzeństwem i przyjaciółmi z zamku. Dumbledore będzie potrzebował zastępcy na to stanowisko do końca roku szkolnego. Więc pomyślałam, że ty, onee-sama będziesz w sam raz, ale musisz się zgłosić zanim zaatakują. Dyrektor Dumbledore sam stwierdzi czy się nadajesz czy też nie, zanim zdecyduje ministerstwo i sami znajdą kogoś na tą posadę. - wyjaśniła. Oboje byli pod wrażeniem tej informacji.
- Zgoda. Pójdziemy do niego. - powiedziała kobieta po minucie milczenia. Sarah uśmiechnęła się i zniknęła z pola widzenia.
Hogwart....
          Panna Moon pojawiła się w tylko sobie znanym zakamarku. Wyjrzała na korytarz rozglądając się dookoła, i jak gdyby nigdy nic skierowała się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.

~~*~~

          Cały zamek wstał o pianiu koguta. Nikt nawet nie zdawał sobie sprawy, że ktoś znany i bliski zginie dzisiaj.
          W Pokoju Wspólnym Gryfonów Martha, Ron, Hermiona, Ginny i Neville dostali od Harry'ego za zadanie przygotować wszystkich uczniów na nocną bitwę. Robili tak już od paru dni. Każdy miał od Harry'ego zadanie, a szczególnie Neville. To on miał być głównodowodzącym Gwardii po jego odejściu z zamku. Ron i Hermiona pomagali mu, a oni dali Ginny i Lunie zadania, by pomagały Neville'owi.
          W wieży Ravenclawu Luna razem z Cho, Mariettą i Mary też przygotowywały uczniów. Uzbrajali ich w oręże od Freda i George'a Weasley'ów.
          Jack razem z Hanną, Susan, Ernie'm i Eleine w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu też przygotowywali resztę współdomowników. Każdemu domowi pomagali też nauczyciele. Było coraz mniej czasu, ale nie poddawali się. Uczniowie ćwiczyli w między czasie zaklęcia oraz przygotowywali się na każdą okoliczność, nawet gdyby mieli zginąć.
          W Pokoju Wspólnym Ślizgonów jeden z domowników próbował przekonać resztę do współpracy. Draco nie rozmawiał ze Ślzgonami przyjaźnie, wręcz przeciwnie. Kłócił się z nimi otwarcie.
- Nie! - zawołała Pensy buntowniczo.
- Proszę was, to dla nas jedyna okazja, by się pochwalić naszymi magicznymi umiejętnościami przeciw Voldemortowi i udowodnić naszą lojalność wobec Hogwartu! - zawołał. Prawie wszyscy się wzdrygnęli na dźwięk tego imienia.
- Draco, co cię opętało? Czemu wypowiedziałeś imię Czarnego Pana? - spytała panna Malfoy. Ten spojrzał na siostrę jak na coś obrzydliwego i powiedział:
- Jesteś po jego stronie... - oznajmił jadowicie i po chwili dodał już ze złością. - ...Shopie, jak ja cię nienawidzę! Czy nie możesz zrozumieć, że Lord Voldemort wykorzystuje Śmierciożerców, a już w szczególności ich dzieci, do swoich planów?! Poza tym, wiesz, że już sam strach wypowiedzenia jego pseudo imienia zwiększa strach przed nim samym?... - zaznaczył i teraz zwrócił się bezpośrednio do obserwującego go tłumu. - ...Wy. Się. Go. Po. Prostu. Boicie! Boicie się już samego dźwięku imienia Lorda Voldemorta!... O, widzicie?? Wzdrygacie się! I to ma być odwaga? To wprost hańba! Hańba przed wami samymi! - zawołał.
- Kto tu kogo hańbił, Draco? - rozległ się czyjś zimny głos. Blondyn odwrócił się na pięcie, by zobaczyć kto wypowiedział to zdanie. Na schodach stali Tom III i Nicolas. Draco podszedł do chłopców i powiedział:
- To ty hańbisz, Dumbledore. Co prawda jesteście ulubieńcami Voldemorta, ale to nie upoważnia was byście byli kłębkiem świata w jego zwariowanym świecie. Wiedz jednak, Riddle, że mam na ciebie oko. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Czyżby? Zobaczymy kto na kogo ma mieć oko. Pójdziesz ze mną, Malfoy... - Ten chwycił blondyna za ramię i już miał go zaprowadzić do kominka, gdyby nie to, że Draco wyrwał mu się i pobiegł do ściany, gdzie było wyjście na korytarz. - ...A ty gdzie?! - zawołał i pobiegł za nim. Draco już był przy wyjściu, gdy wyjął różdżkę i wycelował w niego. Brunet zatrzymał się tuż przed nim i spojrzał na nieco zdenerwowanego Dracona.
- Zbliż się, a oberwiesz, Riddle. - ostrzegł.
- Nie odważysz się mnie zranić, Malfoy. - powiedział ten drwiącym głosem.
- Zrobiłbyś jakąkolwiek krzywdę wiernemu synowi i Prawej Ręce Czarnego Pana? - spytał Nick. Wszyscy spojrzeli na niego nieco z szokowani. Zresztą obserwowali całą scenę w milczeniu. Tymczasem blondyn patrzył to na jednego, to na drugiego i z powrotem.
- Tak. Zrobiłbym to. Jednak rozczaruję was, gdyż zrobię to w obronie własnej, a nie ze względu na to, że jestem Śmierciożercą i lubię znęcać się nad słabszymi i zabijać ich. Robię to też dla obrońców dobra. Dla Harry'ego. Tak, Riddle, tak Dumbledore. Jestem w Zakonie Feniksa i w Gwardii Dumbledore'a. W Gwardii Harry'ego Pottera. Harry mnie przyjął do obu organizacji, a Hermiona Granger jest moją dziewczyną,... O, przepraszam! Jest moją NARZECZONĄ i przyszłą matką naszego dziecka! Robię to głównie dla dobra ludzi oraz Hermiony i naszego dziecka. - odpowiedział i wyszedł zanim zdali sobie sprawę co powiedział.
          Draco biegł korytarzami ile sił w nogach. Skierował się do gabinetu Harry'ego. Gdy się tam znalazł zapukał mocno do drzwi wołając:
- Harry, wpuść mnie! Mam problem! - zawołał. Po chwili otworzyły się drzwi i zobaczył twarz okularnika.
- Co się stało, Draco? - spytał otwierając nieco drzwi i wpuścił go do środka. Gdy Malfoy rozejrzał się po gabinecie zauważył tam również dwie osoby.
- Draco, przedstawiam ci Percy'ego Levendera oraz jego narzeczoną Marthę Gaunt. Moi drodzy, przedstawiam wam... - nie skończył, bo starszy młodzinec powiedział:
- Draco Malfoy, syn Lucjusza Malfoy'a i Narcyzy Black. Znam cię. Nie pytaj skąd, bo mi i tak nie uwierzysz. - oznajmił. Draco oniemiał na chwilę. Do rzeczywistości sprowadził go głos Harry'ego mówiąc:
- Draco, powiedziałeś, że masz problem. Możesz nam powiedzieć co się stało? - spytał. Chłopak dopiero teraz otrzeźwiał.
- A tak, rzeczywiście. Wracam właśnie z Pokoju Wspólnego Slytherinu. Dałeś mi za zadanie dać reszcie Ślizgonów do zrozumienia, że powinni być po dobrej stronie i... - wyjaśniał, ale urwał, bo Harry powiedział:
- Poczekaj, Draco. Mam szybszy sposób jak się tego dowiedzieć. Podejdź tu... - Harry zaprowadził przyjaciela do swojej myślodsiewni, tak jak kiedyś Dumbledore jego samego. - ...Dotknij końcem różdżki swojej skroni. Przypomnij sobie co się stało w waszym Pokoju i wrzuć tu nić myśli. Zobaczę, co się wydarzyło... - Draco tak zrobił. Chwilę potem cała czwórka wylądowali w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Gdy po pięciu minutach wrócili, Harry powiedział do Ślizgona: - ...Powinieneś być z siebie dumny, Draco, gdyż moim zdaniem zaliczyłeś Trzecią Próbę. Ale i tak powinieneś sam o tym powiedzieć Hermionie. - oznajmił spojrzawszy na kumpla. Dracona zatkało.

~~*~~

          Przez resztę czau wszyscy robili co się dało, by nie dać się zaskoczyć przez Voldemorta. Gdy zbliżała się godzina 21:30 profesor Dumbledore zarządził słabszym schronienie się w lochach.
          Harry tymczasem siedział w swoich kwaterach razem z przyjaciółmi i rodzeństwem do czasu rozpoczęcia bitwy. W pomieszczeniu przebywali jeszcze kilkoro osób. Blond włosa i czarnooka dziewczyna - Meia Stone.


oraz czarnowłosy i piwnooki młodzieniec - Matthew Praeger.


A także Susan Bouns i Ernie Macmilian. Nicole i Jack przeglądali Mapę Huncwotów i śledzili wszystkich. Meia z Susan stały na czatach przy wyjściu na korytarz. Matt pakował razem z Hermioną rzeczy na podróż do dwóch podręcznych małych torebek, na które zostały rzucone czary pomniejszająco-powiększające. Ron i Ernie rozmawiali ze Stworkiem i Zgredkiem na temat zapasów jedzenia i picia na pół roku. Co trzeba zabrać i ile, a Harry, używając swego "Sokolego Wzroku" stał przy oknie przeczesywał Hogsmeade, Zakazany Las i błonia Hogwartu. W pewnym momencie Harry zawołał:
- O rany!... - wszyscy podskoczyli przynajmniej na stopę. - ...Słuchajcie! Ktoś idzie w stronę terenów Hogwartu! - zawołał.
- Kto? Gdzie?... - spytała głupkowato Nicole spojrzawszy najpierw na niego, a potem na Mapę. - ...Nie widać go na Mapie. - stwierdziła.
- Nic w tym dziwnego, siostrzyczko. Są poza terenami zamku. Idą z Hogsmeade. Jest ich dość dużo... - wyjaśnił nauczyciel. - ...Z pewnością są to Śmierciożercy, ale trzeba się upe... - urwał, bo Jack, który stał przy Nicole podszedł do okna wyglądając przez nie. Po czym powiedział bardzo zdenerwowanym głosem:
- Ktoś wychodzi z zamku i idzie w stronę bramy. To chyba jakiś uczeń sądząc po szacie. - powiedział nieco przerażony. Wszyscy zareagowali i rzucili się do okna. Puchon miał rację. W połowie błoni szła samotna postać w pelerynie, a po stroju i wzroście można było wywnioskować, że to uczeń.
- Harry możesz zobaczyć kto to? - poprosił Ron.
- Mam lepszy pomysł. Nicole, sprawdź na Mapie kto to. - poprosił.
- Dobrze, Harry. - powiedziała.
- Jack, skontaktuj się z dyrektorem. Najszybciej przez sieć Fiuu, albo nie. Ja to zrobię. - ledwo to powiedział, gdy Nicole jęknęła głośno, a Susan spytała:
- Co się stało? - zapytała wystraszona.
- Harry! To Tom Riddle III! - zawołała. Harry zareagował natychmiast. Podbiegł do siostry i sprawdził Mapę, uprzednio zaciąwszy oczy i je ponownie otworzywszy. Miała rację. Przez Zakazany Las szedł spokojnie i pewnie Druga Prawa Ręka Voldemorta. Nie zastanawiając się więcej aportował się do gabinetu dyrektora.
          Gdy pojawił się na miejscu tylko portrety na ścianach krzyknęli z zaskoczenia. Za to Albus, gdy posłyszał te dźwięki spojrzał przed siebie, a zobaczywszy Pottera spytał:
- Harry, coś się stało, że nie wchodzisz drzwiami? - spytał uśmiechając się dobrodusznie. Harry podszedł biurka dyrektora, okrążył mebel, chwycił Dumbledore'a za ramię i bez słowa zaprowadził do okna.
- Niech pan położy swoją dłoń na moim ramieniu. To ważne. - poradził, gdy już tam stali.
- Ale dlaczego? - spytał patrząc na młodzieńca zdziwiony.
- Niech pan to zrobi, a się pan dowie. Szybko!... - Dyrektor nie był pewien co na to powiedzieć, a Harry wciąż zniecierpliwiony dodał. - ...Widziałem jakiegoś ucznia idącego w kierunku Zakazanego Lasu. Z pewnością był to syn Voldemorta, Teronit. W kierunku bramy idzie kilkanaście postaci w czarnych pelerynach. Myślę, że to Śmierciożercy. Trzeba się śpieszyć, dyrektorze. Jeśli chce pan być pewien tego, co mówię niech pan położy dłoń na moim ramieniu, a pokaże panu ich. Nauczyła mnie tego Eleine, zanim stałem się Śmierciożercą tego lata. - wyjaśnił na koniec. Albus położył swoją dłoń na ramieniu młodego nauczyciela, a ten spojrzał na okno, zacisnął oczy i je otworzył. Harry wodził wzrokiem po Lesie aż skierował go na bramę,... która była już otwarta! Mało tego Śmierciożercy na czele z Voldemortem już byli na błoniach i szli w kierunku zamku!!
- Na Merlina! Muszę powiadomić wszystkich w szkole! - zawołał dyrektor.
- A ja przyjaciół i rodzeństwo. - jęknął Harry zaciekając oczy i znowu je otwierając. Po chwili już go nie było.
          Aportował się do swojego gabinetu, lecz zastał tam nieprzyjemny widok. Otóż, Hermiona, Susan i Meia leżały na podłodze na w pół przytomne, za to Ron był cały we krwi i nie dawał znaku życia, ale Harry zauważył, że jego brzuch podnosi się i opada. Żył na szczęście. Matt i Jack byli związani magicznymi linami nie do rozwiązania bez różdżki. Za fotelem jego biurka siedział... Tom III, a przy jego przyjaciołach Nick. Trzymał za ramię Nicole celując w jej głowę koniec jej własnej różdżki.
- Vulture**! Teronit! Co tu robicie? - spytał przerażony widokiem stanu przyjaciół i rodziny. Obaj patrzyli na niego z nienawiścią, ale to Teronit odpowiedział na jego pytanie:
- Przyszliśmy tu, by cię zaprowadzić do Czarnego Pana, Potter. Zdążył stęsknić się za tobą. - odpowiedź prosta, oczywista i nieprzyjemna.
- Nie próbuj nawet swoich sztuczek, bo oni zapłacą za to. - powiedział Vulture skinąwszy głową na związanych. Harry szybko ocenił obecną sytuację. On miał różdżkę, zwiększone moce, miał też dodatkowe zdolności dane od dziadka Matta oraz swego rodzeństwa i mógł też wezwać Eylon na pomoc. Jednak ich było dwóch i mieli różdżki. Jednak mieli zakładników jako jego rodzeństwo i przyjaciół, a także przyjaciół Jacka i Nicole. Powoli bardzo powoli wyjął różdżkę i podał ją Riddle'owi, który ją wziął, po czym wycelował w Harry'ego i związał mocno jego nadgarstki takimi samymi linami. Chwycił koniec liny i uśmiechnął się chytrze.
- Bardzo mądre posuniecie, profesorze. - zaśmiał się młody Dumbledore. Harry spojrzał na przyjaciół i powiedział telepatycznie do Percy'ego Levendera, który był na błoniach Hogwartu i przypuszczalnie walczył.
W mniej-więcej w tym samym czasie...
          W innej części zamku Percy odczuł, że jego nadgarstki zaczynają boleć. Coś musiało się dziać z Harrym. Są tą samą osobą i odczuwają praktycznie to samo - jak bliźniaki. Musiał na chwilę przerwać walkę ze swoim przeciwnikiem i skupić się na uczuciach byłego Gryfona. Ogłuszył przeciwnika i ukrył się w jakimś zakamarku zamknąwszy oczy. Wyczuł zdenerwowanie i lekkie przerażanie swojego przeszłego Ja. Zacisnął oczy i ponownie je otworzył. Wodził wzrokiem po korytarzach, salach, gabinetach zamku, a także na błoniach. Odnalazł go w jego własnym gabinecie. Był w trudnej sytuacji. Przypominał sobie co się wtedy działo, ale wiedział, że jeśli się wtrąci zmieni bieg wydarzeń. Nagle wyczuł coś z zewnątrz, a po chwili usłyszał:
- Crucio! - krzyknął ktoś z oddali. Zareagował natychmiast wołając:
- Drętwota! - i rozpoczęła się kolejna walka. Starał się jednocześnie walczyć jak i być w tamtym gabinecie. Po minucie został uderzony zaklęciem, bo telepatyczny głos Harry'ego wyprowadził go z równowagi:
- "Percy, słyszysz mnie?" - spytał Harry.
- "Tak, Harry. Słyszę cię. Czy coś się stało?" - spytał wyżej wymieniony. Starał się trzymać, a przede wszystkim nie zemdleć. Szczęście, że Harry nie mógł wyczuć jego fizycznego bólu i odczuć go tak, jak w przypadku jego i Voldemorta.
- "Tak, stało się. Gdy wróciłem z gabinetu dyrektora do swojego gabinetu zobaczyłem swoich przyjaciół związanych magicznymi linami, nieprzytomnych i zakrwawionych. Zrobili to Vulture i Teronit. Teraz mnie prowadzą do Voldemorta, pewnie na błonia lub do lochów. Musisz mi pomóc, Percy. Muszę uciekać z przyjaciółmi i rodzeństwem z Hogwartu, ale uprzednio Lordzina musi mnie zobaczyć. Zrób coś" - prosił. Percy był wystraszony. Jeśli Lord Voldemort zabije Harry'ego to on także! Wpadł na pewien pomysł.
- "Harry, posłuchaj. W szkole jest nie jaka Sarah Moon. Jest ona wampirzycą i dobrą przyjaciółką mojej narzeczonej. Powiem jej by ci pomogła. Dobrze?" - wyjaśnił.
- "Dobrze" - odpowiedział Wybraniec.
Błonia... Percy L...
         Percy najszybciej jak mógł, zważywszy na fakt, że co chwila musiał ogłuszyć jakiegoś Śmierciożercę, szukał Sarah. Znalazł ją przy drzwiach Wielkiej Sali obserwującą najspokojniej w świecie tłum.
- Sarah! Harry'ego porwano, a jego przyjaciele są związani w jego gabinecie! - wyjaśnił unikając zielonego promienia od jakiegoś Śmierciożercy. Dziewczyna nie pytając o nic więcej pobiegła korytarzem. Po kilku minutach zauważyła dwóch Ślizgonów prowadząc Harry'ego w połowie schodów na pierwsze piętro.
- Voltor, Teronit, jo estava buscant. - oznajmiła chłodnym głosem. (tłumaczenie: Vulture, Teronit, szukałam was.).
- Oh, Demi Senyora, li va trobar. Vam agafar el Salvador del món i dels seus amics i dels seus germans. Estan atrapats a la seva oficina. - powiedział zadowolony młody Dumbledore. (tłumaczenie: Och, Demi Lady, znaleźliśmy cię. Złapaliśmy Wybawcę Świata i jego przyjaciół oraz jego rodzeństwo. Są uwięzieni w jego gabinecie.)
- Great! On vas amb ell? - spytała. (tłumaczenie: Świetnie! Gdzie z nim idziecie?)
- Anem al Senyor Fosc. - odpowiedział Ten z triumfem. (tłumaczenie: Prowadzimy go do Czarnego Pana.) Harry patrzył na niego nieco zaskoczony. Kompletnie nie rozumiał co mówią, ale domyślił się, że o niego chodzi. Zauważył, że Ślizgon zwracał się do dziewczyny jak do swojej pani. Spostrzegł też, że dziewczyna patrzy na niego kątem oka i daje znaki spojrzeniem, by milczał, i że to ona załatwi tą sprawę.
- Dóna'm la corda. - powiedziała wyciągając ręce. (tłumaczenie: Dajcie mi te liny.)
- Aquí tens. - (tłumaczenie: Masz.) podał jej linę wiążącą nadgarstki Harry'ego. Poszli w kierunku Wielkiej Sali, a za nimi szli Teronit i Vulture.
- "Harry, oni prowadzą cię do Voldemorta. Musimy się ich pozbyć" - poinformowała go telepatycznie.
- "Masz jakiś pomysł?" - spytał również telepatycznie.
- "Chyba tak. Najpierw trzeba ich ogłuszyć, a potem zmodyfikować pamięć, byśmy mogli ich schwytać, a jednocześnie nie powiązać z nami" - wyjaśniła.
- "Ja mam inny pomysł. Ogłusz ich, a potem mnie rozwiąż. Mam te niezwykłe moce dane od dziadka Matta i mojego rodzeństwa. Ja pobiegnę do Wielkiej Sali, by Voldemort mógł mnie zobaczyć, a ty pójdziesz do mojego gabinetu. Tam są moi przyjaciele oraz rodzeństwo. Proszę byś ich uwolniła. Spotkamy się w chatce Hagrida" - powiedział pospiesznie. Chwilę szli w ciszy. Za rogiem kolejnego korytarza Sarah uderzyła łokciem w twarz młodego Dumbledore'a, który stał obok niej, a potem Riddle'a. Następnie uwolniła Harry'ego z lin. Ten zawrócił ku Wielkiej Sali nie oglądając się za siebie. Wbiegł tam walcząc zawzięcie. Kierował się do przodu w miejsce, gdzie był Voldemort. Tymczasem Sarah zmodyfikowała pamięć obu Ślizgonom. Zmodyfikowała im pamięć tak, by zapomnieli, że byli świadkami, iż pomogła Harry'emu uciec. Rzuciła też specjalne wampirze zaklęcie, by mówili prawdę i tylko prawdę, gdy zostaną zapytani o cokolwiek na temat Śmierciożerców i Voldemorta z ust Zakonu Feniksa, Armii Hogwartu i Gwardii Dumbledore'a, a nawet aurorów. Potem pobiegła na czwarte piętro, by uwolnić przyjaciół i rodzeństwo młodego nauczyciela. Wbiegła tam bez pukania. Zobaczywszy ich przy ścianie i na podłodze podeszła do nich i powiedziała:
- Harry dał mi polecenie, by was uwolnić i zaprowadzić do chatki Hagrida. Poinformował mnie też, że niedługo do was dołączy... - poinformowała ich rozwiązując Meię. - ...Spieszcie się. Ja pójdę uratować naszego Wybrańca. - powiedziała, gdy już stali.
- A co się dzieje w zamku? - spytał Matt. Dziewczyna spojrzała na niego krótko i odpowiedziała:
- Zaatakowali Hogwart. Głównie Wielką Salę. Szukają Harry'ego. Idźcie już, macie przecież misję do wypełnienia. Ja i Harry dogonimy was. Spieszcie się i zaczekajcie na nas w chatce Hagrida... - ponaglała ich. Więc wybiegli, a ona za nimi, ale gdy skręcili ku wyjściu rozejrzała się dokładnie dookoła i zniknęła. Pojawiła się wśród walczących w Sali Wejściowej. Zajrzała do środka szukając wzrokiem czerwonej szaty, brązowych włosów i okrągłych okularów wśród ludzi. Znalazła go blisko Voldemorta. - ...Rany!... - jęknęła. Pobiegła ku niemu olewając zaklęcia i ludzi wokół. Miała na widoku tylko tą czerwoną szatę i bladą twarz. Wiedziała, że musi ratować młodego nauczyciela, i to że Lord już go zobaczył. Wywnioskowała to z tego, że Czarny Pan szedł szybko ku młodemu nauczycielowi, a on ku Lordowi. Wiedziała, że obaj chcą walczyć ze sobą na śmierć i życie. Nie mogła do tego dopuścić. Było za wcześnie na ostateczną walkę. Dotarła do Pottera i bez żadnych ceregieli chwyciła go za ramię. Zniknęła z nim pojawiając się w chatce Hagrida.
Byli tam już jego przyjaciele i rodzeństwo. Potter-Gryfon był tak zszokowany tym nagłym zniknięciem, że nie zauważył, że ktoś jest jeszcze w tej chacie. - ...Szybko, chwyćcie mnie za ramię! Zabiorę was stąd! Nie pytajcie o nic, tylko to zróbcie! Macie zadanie do wykonania! - powiedziała do nich. Ci dopiero po chwili jej posłuchali. Gdy tylko poczuła ich chwyty deportowała ich.

~~*~~

Inna część kraju...
          Pojawili się po środku czyjegoś salonu. Gdy się rozejrzeli spostrzegli, że był to dom w stylu japońskim. Pierwsza odezwała się Nicole:
- Gdzie my jesteśmy? - spytała.
- Oni wam powiedzą. Można im zaufać. Nii-san, wiesz co robić. Pospiesz się. Ja muszę lecieć. Cześć. - powiedziała i zniknęła.

~~*~~

Hogwart...
          Pojawiła się z powrotem w zamku, a konkretniej w Wielkiej Sali przed Lordem.
- Panie, niema go tu. Zdążył uciec i deportować się razem z przyjaciółmi i rodzeństwem. - powiedziała na wstępie. Lord spojrzał na nią i po chwili zawołał do Śmierciożerców:
- Odwrót! - Ci natychmiast skierowali się do wyjścia i już biegli na błonia, a potem do bramy. Cała Wielka Sala cieszyli się z wygranej. Ale czy była to wygrana? W końcu Śmierciożercy, na czele z Czarnym Panem zawrócili. Radość nie trwała długo, bo ktoś przyniósł dwa ciała. Jednym z nich był Horacy, ale drugim był... Albus. Siedzieli przy nim Allan i Rose Dumledore'owie, jego wnuki. Wszyscy rozpaczali nad ciałem dyrektora...

~~*~~

Tymczasem...
          - Kim wy jesteście? - spytał Harry dwóch osób stojących nieopodal nich. Oboje mieli czarne jak heban włosy i równie czarne oczy.



- Jestem Peter Ghoh, a to moja żona Anne. Mieszkamy tu i... - przedstawił ich obojga, ale urwał, bo Harry spytał:
- Uuu, poczekaj! Anne? Anne Ghoh? To ty masz mnie zastąpić na stanowisku nauczyciela Obrony? - spytał patrząc na nią.
- Więc to ty jesteś tym nauczycielem z Hogwartu? - spytał Peter.
- Tak. - odparł Wybraniec.
- Wyglądasz nam na ucznia i jesteś za młody na nauczyciela. A jak się nazywasz? - spytała pani Ghoh.
- Nie znacie mnie? Jestem TYM Wybrańcem. Całą Nadzieją Mugolskiego i Czarodziejskiego Świata! Chłopcem, Który Przeżył! Jestem TYM sławnym Harrym Potterem! - zawołał.
- Nie wrzeszcz tak! Słyszałam. A poza tym dzieci nam śpią. Peter, zajmij się nimi. Ja muszę iść do Hogwartu i tam się zgłosić na nauczycielkę. A co do was, to Peter wam wszystko wyjaśni. Do widzenia wam. Do zobaczenia, kochanie. - powiedziała cmoknąwszy go w policzek i deportowała się. Ci spojrzeli na mężczyznę pytającym wzrokiem. On też na nich spojrzał. Pan Ghoh uśmiechnął się i spytał...

3 komentarze:

Lynx pisze...

New notka na HP i AJ a właściwie to już na HP i Nowe Dzieje ^^
Ten rozdział przeczytam w drugi dzień wakacji bo ostatnio jestem bardzo zabiegana, mam próby przed zakończeniem itd.>

Lynx pisze...

Znaczy się już dwie new notki ^^

Lynx pisze...

Hmm jednak wcześniej przeczytałam...
Rozdział wspaniały...
Zauważyłam tylko jeden błąd, ale nie pamiętam gdzie... było coś takiego: do na
Jak znajdę jeszcze coś to powiem

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.