Moja lista przebojów 2

30 czerwca 2013

Rozdział 4 (41) - Nowy dyrektor Hogwartu – część pierwsza

Klik

Zmieniamy miejsce...
          Voldemort ze Śmierciożercami aportowali się z granic Hogwartu prosto do Atrium, w Ministerstwie Magii w Londynie. Wszyscy zwrócili na nich swoje spojrzenie. Voldemort lekko się uśmiechnął i oświadczył głośno:
- Kto się ruszy, zginie. Zrozumiano?... - zwrócił się do zgromadzonych. Zrobiło się cicho. Nikt się nie poruszył ani nie wyjął różdżki. - ...Przyprowadźcie mi tu ministra. - rozkazał ten. Do Voldemorta podszedł wolnym krokiem Amos Diggory. Czerwonooki spojrzał na niego. - ...Jeśli się nie mylę nazywasz się Diggory, tak? - spytał.
- Tak. - odpowiedział. Czarny Pan wyjął z wewnętrznej kieszeni kawałek pergaminu i zbliżył się do ministra.
- Podpiszesz to. - oznajmił podając mu go.
- Co to? - spytał podejrzliwie, ale po chwili zbladł zobaczywszy treść.
- Zgoda na to, byście mnie mianowali na dyrektora Hogwartu. - cisza była namacalna.
- Nie możesz tego zrobić! - zawołał jeden z aurorów.
- Nie? Ależ mogę... - i uśmiechnął się wariacko. - ...Wiecie, że Albus Dumbledore NIE ŻYJE? - zawołał ostatnie dwa słowa na całą salę. Panika jeszcze większa. - ...CISZA!... - ryknął strzelając z różdżki. - ...Więc jak, Diggory? Podpiszesz? - spytał blond włosego.
- Nie! Nie pozwolę ci na to! - zawołał. I już chciał podrzeć pergamin na drobne kawałki, gdy nagle Voldemort zbliżył się do niego z wycelowaną w jego serce różdżką, a Śmierciożercy wycelowali swoje w innych czarodziei, by nie próbowali sztuczek i się nie zbliżali.
- Podpiszesz to, czy tego chcesz, czy nie. Jeśli tego nie zrobisz będziesz torturowany na oczach całego ministerstwa. A słyszałeś pewnie jak mocno i surowo mogę gnębić już dla samej zabawy przez wiele tygodni... a nawet miesięcy jeśli mam taką ochotę. Jeśli ze chce porwę cię, któregoś dnia i pognębię parę tygodni. Tak... dla zabawy.. - oczy Czarnego Pana zabłysły szaleńczo czerwienią. - ...Więc jak, podpiszesz dobrowolnie, czy mam cię do tego zmusić? - spytał groźnym tonem. Amos przełknął głośno ślinę, patrząc mu prosto w oczy.
- Dobrze. Podpiszę. - odparł drżącym głosem. Voldemort uśmiechnął się triumfalnie.
- Bardzo dobrze... - i wyprostował się. Czekał aż minister podpisze dokument. Gdy go wziął do ręki spojrzał na wszystkich. - ...Wygram w taki, czy inny sposób. Nikt mi nie przeszkodzi. Wy,... - wskazał na dwoje Śmierciożerców. - ...za mną, a reszta niech wraca. - i skierował się do kominka, razem z dwójką Śmierciożerców. Piersi weszli oni, a na końcu sam Voldemort.

~~*~~

Tymczasem w domu Ghohów....
          - Harry Potterze, czy może mi pan powiedzieć kim są pana towarzysze? - spytał pan Ghoh obrzucając spojrzeniem resztę towarzyszy Pottera. Harry dopiero teraz się "obudził", gdyż spytał głupio:
- Co?... - spojrzał po przyjaciołach i zdał sobie sprawę, że wciąż stoją w dziesiątkę w holu i nawet nie przedstawił ich mężczyźnie. - ...Ach tak. Więc, to moje rodzeństwo Nicole i Jack. To Hermiona Granger, a to Ron Weasley, moi przyjaciele. To jest, Susan Bouns i Ernie Macmillan przyjaciele Jacka, a to Matt Praeger i Meia Stone przyjaciele Nicole. A czemu pan pyta? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Przede wszystkim dlatego, że chciałem dowiedzieć się jak się nazywacie. Poza tym będziecie musieli tu przenocować dzień lub dwa, gdyż jak widzę w pośpiechu zapomnieliście zabrać ciepły prowiant. Nie macie też niczego w czym moglibyście nocować. Mało tego jest dość zimno na dworze. - wyjaśnił. Nagle młodszych coś oświeciło, gdy usłyszeli to stwierdzenie.
- A skąd pan wie, że chcemy nocować na dworze, i że potrzebujemy prowiantu? - spytała Hermiona.
- Dlatego, że Sarah opowiedziała nam, mnie i Anne, o was wszystko, a głównie o tobie, Wybrańcze. - zwrócił się do Harry'ego. Ten był niemało zaskoczony tą informacją.
- Może nam pan powiedzieć ILE Moon wam opowiedziała? - spytał Meia. Mężczyzna popatrzył na nią lekko zaskoczony tym, że to pytanie tak szybko padło.
- No więc, opowiedziała nam wszystko co do joty z najdrobniejszymi szczegółami. A dokładniej, powiedziała nam to, co powinna na wasz temat wiedzieć, i to jakie macie zadanie. - odpowiedział. Wszystkich zatkało. Nagle odezwała się Susan spytawszy:
- A ona skąd to wie? - spytała.
- Przez cały pobyt w szkole dowiadywała się o was wielu rzeczy. A to z pogłosek, a to od Ginny Weasley, a to od reszty Gryfonów. Wie o was to, co powinna... - tu wzruszył ramionami i poszedł do pokoju dziecięcego, gdyż usłyszał płacz dziecka. Wrócił po chwili z małym dzieckiem na rękach. - ...To mój syn, Kevin. Ma rok. Obudził się, więc muszę go utulić do snu. Co do was, pokażę wam wasze pokoje. Chodźcie za mną. - i zaprowadził młodzież do dwóch pokoi. Jeden miał być dla Hermiony, Meii, Nicole i Susan, a drugi dla Harry'ego, Rona, Jacka i Matta. Wystrój pokoi był jak najbardziej w stylu japońskim. Tak wyglądał pokój chłopców:


- Wow! - zawołali wszyscy.
- Ale fajny! - zawołali jednocześnie Ron i Matt.
- I cały dla nas? - spytał uradowany Jack.
- Jasne. - odparł pan Ghoh poprawiając trochę Kevina na ramieniu. Nagle rozległ się pisk dziewczyn. Przyjaciele pobiegli do pokoju dziewcząt, który mieścił się tuż obok i zapytali od progu:
- Co się... stało? - Matt najpierw był zdenerwowany i celował przed siebie różdżką gotów zabić, ale gdy zobaczył Hermionę, Nicole, Susan i Meię uśmiechnięte od ucha do ucha patrzące w około rozejrzał się po pokoju. Reszta zrobili to samo. Pokój wyglądał jednym słowem: rewelacyjnie!


- Kurde! - wyrwało się Ronowi i Jackowi.
- Jejku... - to słowo powiedział Harry.
- Ale tu ładnie! - pisnęły zgodnie dziewczyny.

~~*~~

Tymczasem w Hogwarcie...
          Anne Ghoh szła korytarzami Hogwartu rozglądając się dookoła. Nie była tu od kilkunastu lat. Zmieniło się tu. Czuła w zamku mroczną aurę. Ciarki przechodziły jej po karku, gdy poznała, że był to rodzaj Aury Śmierci. Ktoś zginął, tego była pewna. Ale kto? Musiała się tego dowiedzieć. Szła dalej ku gabinetowi dyrektora na każdym kroku widząc ciała. To martwe i zakrwawione. To żywe lub nie mogących się poruszyć. Dzieci i dorośli, kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta. W końcu doszła do swego celu. Stanęła przed kamiennym gargulcem i po chwili powiedziała:
- Przyjaciel. - Gargulec poruszył się i ukazał schody, więc weszła po nich. Stanąwszy przed dębowymi drzwiami zapukała w nie.
- Proszę wejść. - rozległ się po chwili zachrypły kobiecy głos. Otworzyła drzwi i weszła do środka. W fotelu za biurkiem siedziała Minerwa i płakała.
- Minerwo, stało się coś? - spytała podbiegając szybko do niej. Ta na nią spojrzała i odpowiedziała z płaczem:
- Widzisz, Anne... zamordowano... kilka osób... A-a-a pośród nich... są... Horacy Slughorn... i-i-i... Albus Dumbledore! - zawyła głośno.
- To niemożliwe! - zawołała druga kobieta i również się rozpłakała. Obie kobiety płakały przez kilka dobrych minut. Gdy się opanowały pierwsza zdołała się odezwać profesorka:
- A więc, więc... - pociągnęła nosem, po czym wyciągnęła chusteczkę z kieszeni i wydmuchała w nią nos, a następnie powiedziała do swojej towarzyszki. - ...A więc, przyszłaś zająć stanowisko profesora Pottera? - spytała dla pewności.
- Tak, Minerwo. Będę prowadzić zajęcia dopóki pan Potter nie wróci ze swojej wyprawy powierzonej przez Albusa i nie pokona tego-przeklętego-Gada. - wyjaśniła. Dyrektorkę zdziwiło to, gdyż spytała:
- Więc Harry żyje? Nie zginął? - spytała zaskoczona.
- Tak. Harry żyje, nie zginął. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Jaką podróż?... - spytała ze zdziwieniem profesorka, a potem zdała sobie sprawę, że Harry miał powierzoną jakąś misję od zmarłego dyrektora. - ...Aha... podróż. Rozumiem. Dobrze. Przeczytawszy pani kwalifikacje i wiedząc co pani robiła przez ostatnie lata uważam, że zostanie pani od razu przyjęta bez zbędnych pytań na stanowisko nauczyciela Obrony... - powiedziała na jednym wydechu. Młodszą kobietę uradowało to, ale zanim zdołała coś więcej powiedzieć w kominku wybuchł szmaragdowy wysoki ogień. Chwilę potem pojawiła się inna kobieta, nieco młodsza od nich. Miała na sobie czarną szatę Śmierciożercy. - ...Kim pani jest? - spytała McGonagall celując w nią różdżką. Lecz ta nie kwapiła się odezwać, gdyż po chwili z płomieni wyłoniła się kolejna postać, tym razem mężczyzny. On również miał na sobie czarną szatę. Przed nimi stało rodzeństwo Carrow. Mężczyzna podszedł do biurka dyrektorki i wycelował w nią swoją różdżkę, jego siostra też to zrobiła, ale wycelowała w Anne. Oboje nic nie mówili. Po chwili na dywaniku przed kominkiem pojawił się... Voldemort!? Minerwa zbladła i już zmieniała kierunek różdżki, gdy ten ostatni zawołał:
- Expelliarmus! - Z rąk profesorek McGonagall i Ghoh wyrwały się różdżki i podleciały do wyciągniętej ręki Czarnego Pana. Obie kobiety gapiły się na niego wystraszone. Pierwsza opanowała się Anne.
- Co tu robisz, Riddle? - jej głos był zimny jak lód. Czarny Pan obrócił się ku niej i przyjrzał. Po chwili jednak uśmiechnął.
- Panna Kociuba, jak nie miło Cię widzieć. - powiedział z ironią.
- Mnie również nie miło cię widzieć, Tom. Powtarzam: Co tu robisz? - spytała.
- Nie nazywaj mnie tak!! - wrzasnął.
- A to niby czemu? Czy dlatego, że to twoje prawdziwe imię i nazwisko? Czy może dlatego, że otrzymałeś je po swoim ojcu Mugolu, którego osobiście zabiłeś? - odparła cynicznie. Nagle pojawiło się zielone światło, które zostało pokierowane w kierunku czarnowłosej kobiety. Lecz zaklęcie nie dotknęło jej, gdyż An zawołała sekundę wcześniej:
- Cortbolla! - W ułamku sekundy jedną rękę wyciągnęła przed siebie, a drugą wycelowała w Minerwę machnąwszy szybko i skomplikowanie przy tym obiema rękami. Wokół niej i dyrektorki pojawiła się fioletowa przezroczysta kopuła.


Zaklęcie, które już było blisko niej,... wchłonęło się w tarczę nie robiąc żadnej szkody młodej kobiecie. Ale coś się jednak zdarzyło, gdy zaklęcie dotknęło powierzchni tarczy otaczającą An. Zamiast zniknąć lub choćby zmniejszyć... powiększyła się!?
- Co do...?! - Pani Ghoh uśmiechnęła się szeroko i chytrze do Riddle'a, po czym powiedziała wyniośle:
- Nigdy nie doceniaj kobiet ani wybrańców, a także Armii Hogwartu, Zakonu Feniksa i Gwardii Dumbledore'a, Riddle... - oznajmiła pokazując dwa rzędy białych zębów. Lord najeżył się. - ...Powtórzę ostatni raz: Co tu robisz? - spytała z jadem w głosie. Mężczyzna patrzył na nią swymi czerwonymi oczami w milczeniu, następnie uśmiechnął się ironicznie i odpowiedział:
- Minister Magii oznajmił dzisiaj,... - tu uśmiechnął się "słodko", co nie wróżyło nic dobrego. - ...że zostałem mianowany na dyrektora Hogwartu... - oznajmił triumfalnie. Zarówno panią Ghoh, jak i profesor McGonagall zatkało, a ich szczęki walnęły w podłogę. - ...Tu macie potwierdzenie tego oświadczenia. - podszedł do Minerwy i pokazał pergamin z pieczęcią Ministra u dołu strony i jego podpisem obok. Brązowowłosa wzięła od niego przedmiot i przyjrzała się mu, chwilę potem wydyszała:
- On mówi prawdę! Z tego dokumentu wynika, że rzeczywiście jest nowym dyrektorem Hogwartu i nawet Amos Diggory się zgadza! Jest jego podpis i pieczęć. - spojrzała na przyjaciółkę z rozpaczą.
- To niemożliwe! Nie możemy pozwolić, by uczniowie byli na ciebie zdani i narażeni!! - zawołała Anne patrząc na Czarnego Pana. Voldemort wycelował w młodszą kobietę różdżkę.
- Tak myślisz, Ghoh? Crucio!... - wrzask kobiety rozległ się po całym gabinecie. Upadła i zaczęła się wić oraz wrzeszczeć. Fioletowa kopuła najpierw zamrugała, a potem zniknęła zarówno wokół niej jak i wokół Minerwy. - ...Zabrać je obie do lochów. Wprowadzimy tu wiele zmian. Na początku będzie jeden dom. Slytherin. - oznajmił z satysfakcją w głosie cofając zaklęcie po pięciu minutach.
- Tak jest, panie! - zawołało jednocześnie rodzeństwo Carrow.

1 komentarz:

Lynx pisze...

Hah... Mimo że zaczęły się wakacje ja wciąż nie mam na nic czasu ;( więc skomentuje jednym słowem, że rozdział: Rewelacyjny.
Proszę o skomentowanie moich ostatnich rozdziałów na HP i AJ 1 i2 / ND
Pozdrawiam

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.